Tytuł: Joker
Autor: Brian Azzarello
(scen.), Lee Bermejo (rys.)
Wydawca: w Polsce Egmont (Klub Świata Komiksu), choć
czytałem oryginał
Liczba stron, okładka: 128, okładka ponoć twarda
Cena: generalnie około 50 zł
Mój soundtrack: wtedy jeszcze
nie wpadłem na ten pomysł
Moja ocena: 3/10
Oczywiście,
kogo nie zainteresowałoby wydawnictwo zatytuowane Joker, zwłaszcza po
sukcesie trylogii o Batmanie Christophera Nolana (która na mnie akurat nie
zrobiła szczególnego wrażenia)? Kogo nie przyciągnąłby krwiożerczy uśmiech
białolicego Dowcipnisia (w szkole uczyli, że trzeba zmieniać, żeby się nie powtarzać, nie?)? Mnie też zainteresowały, ale na szczęście
jeszcze bardziej zainteresowało mnie tego dnia Torso, na które
ostatecznie wydałem ciężko zarobione pieniądze.
Na
szczęście, gdyż pomimo ciekawych ilustracji Bermejo, przebrnięcie przez
historię było męką. Nie wiem tylko czy bardziej męczące było samo brnięcie
przez kolejne strony opowieści o Jokerze odzyskującym wpływy w mieście, czy też
coraz bardziej dojmujące poczucie rozczarowania i bezsensu. Cieszę się, że nie
kupiłem tego komiksu, bo wtedy prawdopodobnie najbardziej by mnie bolało
wyrzucenie tych pięćdziesięciu złotych w błoto.
Co
z nim właściwie jest nie tak? Przede wszystkim jest mniej więcej tak wciągający
jak czytanie tablic rejestracyjnych samochodów stojących na parkingu. WE 4452A,
WX 18420, W8 JOKER (widziałem taką vanity plate), Joker zabija jednego
gangstera, Joker grozi drugiemu i go zabija, Joker zabija trzeciego. Cholera,
ustalanie jakie dzielnice oznaczają litery na tablicach rejestracyjnych jest
jednak ciekawsze. Joker Azzarello nie ma za grosz poczucia humoru, zero
teatralności i błazenady (por. Joker witający niegdyś Batmana w białym
garniturze słowami: „of all the gin joints in all the towns in all the world
she walks into mine”, ech). Ale w porządku, zdaje się, że już wcześniej Miller
zaproponował Jokera twardego, brutalnego i niezabawnego. Nie wiem (jeszcze) jak
koncepcja Millera sprawdziła się dla Millera, ale dla Azzarello nie działa w
ogóle. Tutaj Joker odzyskujący kontrolę nad miastem jest nudniejszy i mniej
przekonujący niż pierwszy lepszy podrzędny gangster. No może ja się nie znam,
ale chyba nie o to chodziło w tej postaci. Zresztą, od kiedy Jokerowi zależy na
kontroli nad miastem? Zawsze był raczej podążającym swoimi ścieżkami
indywidualistą-świrem, niż kacykiem.
Wspomniane rysunki
Bermejo są w nowoczesnym, mrocznym stylu i na początku mogą sprawić wrażenie,
że rzeczywiście mamy do czynienia z jakąś nową jakością w uniwersum i nie ma co
porównywać Jokera z tego komiksu do poprzednich wcieleń. Szybko jednak okazuje
się, że najbardziej spektakularne ilustracje nie są w stanie przykryć miałkości
i zupełnego braku polotu fabuły i dialogów. Nieśmieszne żarty dzielą się na
nieśmieszne żarty, które są tak nieśmieszne, że się z nich śmieje i na
nieśmieszne żarty, które zbywa się milczeniem. Ten komiks należy do tej drugiej
kategorii.
Mroczny Joker Azarello. Nie sugerować się "ha ha ha" na niebie, nie jest śmiesznie.Rok 1994 i Detective Comics #672, czyli według mnie tak to powinno wyglądać. Polecam wczytać się w recenzje spektaklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz