piątek, 17 maja 2013

From Hell, czyli życie bez telewizji było naprawdę nudne


Tytuł: From Hell
Autor: Alan Moore (scen.), Eddie Campbell (rys.)
Wydawca: Knockabout Comics, w Polsce, o ile wiem, niewydane
Liczba stron, okładka: miękka, 576 stron
Cena: ok. 140 zł
Mój soundtrack: Philip Glass „Glassworks”, tak, tak, cały ten pomysł z polecaniem płyty do każdego komiksu wziął się tak naprawdę od tego, że koniecznie chciałem polecić TĘ płytę do TEGO komiksu
Moja ocena: 9/10


Raymond Chandler wspominał po latach swoją karierę recenzenta: "Jak wszystkim młodym głupcom, zdawało mi się, że łatwo jest pisać w sposób zgryźliwy i przykry, natomiast chwalenie innych uważałem za brak polotu". Muszę więc za wszelką cenę opisać coś świetnego, challenge accepted. Zresztą From Hell opisać muszę choćby dlatego, że wspomnianej już "londyńskiej sikającej baby" zamierzam używać w sposób regularny i zinstytucjonalizowany przy opisywaniu innych komiksów. Poza tym, po prostu bardzo lubię Alana Moore’a, bo pisze zajebiste scenariusze i wygląda groźnie.
            Kolejnym powodem, dla którego ta recenzja musi powstać, jest konieczność polecenia płyty Philipa Glassa „Glassworks”. Nawet w tej chwili, kiedy cierpię nie mogąc sklecić w głowie zgrabnego zdania, cierpienie to osładza mi wspomniany album. Co ciekawe (no mi się to wydaje ciekawe), kiedy próbowałem go słuchać po prostu, wydawał mi się cukierkowaty i zbyt przystępny, być może dlatego, że wcześniej słuchałem dużo Steve’a Reicha, którego minimalizm stanowi większe wyzwanie dla dyletanckiego ucha. Teraz jednak „Glassworks” uwielbiam, aczkolwiek jest tak w dużej mierze dlatego, że kojarzy mi się z lekturą komiksu o Kubie Rozpruwaczu.
            Tytuł "From Hell", który na pierwszy rzut oka może się wydawać tandetny, pochodzi z autentycznego listu, jaki w czasie śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw kobiet w londyńskiej Whitechapel w 1888 roku wysłał do policji pewien dziennikarz, który doszedł do wniosku, że zamiast czekać na rozwój wydarzeń, lepiej pokierować nim samemu i w ten sposób mieć gwarancję świeżości i atrakcyjności swoich relacji. Tytułowe „from hell” miało być adresem nadawcy listu wypełnionego durnymi pogróżkami. Podpis pod tym listem brzmiał zaś: „Jack The Ripper”, to jest „Kuba Rozpruwacz”. Tak, tak, pseudonim ten wziął się właśnie z listu, który wysłał podrzędny dziennikarzyna, aby podgrzać i tak już gorącą atmosferę towarzyszącą poszukiwaniom sprawcy makabrycznych morderstw. Co ciekawe, w czasach kiedy telewizja nie zapewniała ludziom taniej  i głupiej rozrywki, londyńczycy miewali różne pomysły dla zabicia nudy, w efekcie czego policja listów rzekomo od mordercy dostała całe pliki.
            Nie będę ujawniał więcej z tego, czego dowiedziałem się z lektury tego komiksu, bo przedstawienie jakim echem wspomniane zbrodnie odbiły się na różnych kręgach londyńczyków jest zdecydowanie jednym z głównych walorów dzieła Moore’a i Campbella. Fabuła From Hell, podobnie jak Henri Désiré Landru, zbudowana jest wokół hipotetycznego przebiegu słynnych zabójstw. W przypadku From Hell okazało się to jednak być również pretekstem do ukazania realiów dziewiętnastowiecznego Londynu w sposób naprawdę imponujący. „Londyńskich sikających bab” jest tutaj całe mnóstwo.
            To nie znaczy, że elementy kryminalne zostały potraktowane po macoszemu. Mimo przeplatania scen mordu socjologicznymi i metafizycznymi dygresjami, zwolennicy makabry (do których się zaliczam) również poczują się usatysfakcjonowani. W tym miejscu warto podkreślić, że jeśli kogoś obrzydza obrazek poćwiartowanej kobiety, to From Hell nie jest dla niego – po pierwsze dlatego, że siłą rzeczy takich scen na przestrzeni opowieści jest kilka, ale po drugie także dlatego, że codzienne życie Londynu XIX wieku portretowane w konwencji naturalistycznej bywa naprawdę obrzydliwe. Komiks ten nie nadaje się również dla tych, których denerwuje często przez Moore’a stosowany zabieg szatkowania narracji, co owocuje tym, że jego scenariusze trzeba czytać stosując się do zasady: „czytaj-nie pytaj o co chodzi-zapamietaj-za trzysta stron się wyjaśni”. Rozwijana na przestrzeni czterystu stron fabuła jest bowiem zawiła i wielowątkowa, zawiera retrospekcje i wybiegi w przyszłość i czasami trudno za nią nadążyć.
            Podobnie jak w Watchmen, poszczególne rozdziały rozpoczynają sie od garści cytatów, tutaj pomysł ten rozwinięto nawet bardziej, co nadaje całości poważnego charakteru. Do komiksu dołączony jest również obszerny (ponad sto stron) dodatek, w którym autorzy opowiadają o tym, jak na podstawie map, książek i zdjęć odtwarzali miasto, w którym działał Kuba Rozpruwacz. Zaiste jest to imponująca dokumentacja imponującego procesu twórczego, którego efektem jest imponujący komiks.
            Przyczepić się mogę do dwóch rzeczy. Po pierwsze, kreska Eddiego Campbella jest bardzo klimatyczna, ale w nabazgrolonych rysunkach czasem ciężko się dopatrzeć istotnych szczegółów, a jego litery czasem ciężko jest rozczytać. Po drugie, finał zamiast wyraziście podsumowywać fabułę wkracza w metafizyczne rejony i tam rozdrabnia się tak, że właściwie przeradza się w bełkot.
            Mimo to From Hell należy określić mianem komiksu wybitnego. Zdecydowanie warto wydać te 140 zł (sam mam nadzieję niedługo to uczynić). I chyba niniejszym postanawiam jednak nie opisywać komiksów, którym musiałbym przyznać ocenę 10. Już teraz, przy „dziewiątce” tak się namęczyłem, że wolę nie myśleć, co by było, gdybym musiał opisywać Watchmen czy coś z Sin City.


Momentami nieczytelna, ale nastrojowa kreska Eddiego Campbella...


Mary Jane Kelly tak, jak pozostawił ją Kuba Rozpruwacz...


Alan Moore, człowiek, który prawdopodobnie przeraziłby więcej osób niż Kuba Rozpruwacz, choćby ten paradował z zakrwawionym nożem na widoku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz