Tytuł: From Hell
Autor: Alan Moore (scen.),
Eddie Campbell (rys.)
Wydawca: Knockabout Comics, w Polsce, o ile wiem,
niewydane
Liczba stron, okładka: miękka, 576 stron
Cena: ok. 140 zł
Mój soundtrack: Philip Glass
„Glassworks”, tak, tak, cały ten pomysł z polecaniem płyty do każdego komiksu
wziął się tak naprawdę od tego, że koniecznie chciałem polecić TĘ płytę do TEGO
komiksu
Moja ocena: 9/10
Raymond Chandler wspominał po latach swoją karierę recenzenta: "Jak wszystkim młodym głupcom, zdawało mi się, że łatwo jest pisać w sposób zgryźliwy i przykry, natomiast chwalenie innych uważałem za brak polotu". Muszę więc za wszelką cenę opisać coś świetnego, challenge accepted. Zresztą From Hell opisać muszę choćby dlatego, że wspomnianej już "londyńskiej sikającej baby" zamierzam używać w sposób regularny i zinstytucjonalizowany przy opisywaniu innych komiksów. Poza tym, po prostu bardzo lubię
Alana
Moore’a, bo pisze zajebiste scenariusze i wygląda groźnie.
Kolejnym powodem, dla którego ta recenzja musi powstać, jest konieczność polecenia
płyty Philipa Glassa „Glassworks”. Nawet w tej chwili, kiedy cierpię nie mogąc
sklecić w głowie zgrabnego zdania, cierpienie to osładza mi wspomniany album.
Co ciekawe (no mi się to wydaje ciekawe), kiedy próbowałem go słuchać po
prostu, wydawał mi się cukierkowaty i zbyt przystępny, być może dlatego, że
wcześniej słuchałem dużo Steve’a Reicha, którego minimalizm stanowi większe
wyzwanie dla dyletanckiego ucha. Teraz jednak „Glassworks” uwielbiam, aczkolwiek jest tak w dużej mierze dlatego, że kojarzy mi się z lekturą komiksu
o Kubie Rozpruwaczu.
Tytuł "From Hell", który na pierwszy rzut oka może się wydawać tandetny, pochodzi z autentycznego listu, jaki w czasie śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw
kobiet w londyńskiej Whitechapel w 1888 roku wysłał do policji pewien
dziennikarz, który doszedł do wniosku, że zamiast czekać na rozwój wydarzeń,
lepiej pokierować nim samemu i w ten sposób mieć gwarancję świeżości i
atrakcyjności swoich relacji. Tytułowe „from hell” miało być adresem nadawcy listu wypełnionego durnymi pogróżkami. Podpis pod tym listem brzmiał zaś: „Jack The
Ripper”, to jest „Kuba Rozpruwacz”. Tak, tak, pseudonim ten wziął się właśnie z
listu, który wysłał podrzędny dziennikarzyna, aby podgrzać i tak już gorącą atmosferę towarzyszącą poszukiwaniom sprawcy makabrycznych morderstw. Co ciekawe, w czasach
kiedy telewizja nie zapewniała ludziom taniej
i głupiej rozrywki, londyńczycy miewali różne pomysły dla zabicia nudy,
w efekcie czego policja listów rzekomo od mordercy dostała całe pliki.
Nie będę ujawniał więcej z tego, czego dowiedziałem się z lektury tego komiksu, bo przedstawienie jakim echem wspomniane
zbrodnie odbiły się na różnych kręgach londyńczyków jest zdecydowanie jednym z głównych walorów dzieła Moore’a i Campbella. Fabuła From Hell, podobnie jak Henri Désiré Landru, zbudowana jest
wokół hipotetycznego przebiegu słynnych zabójstw. W przypadku From Hell
okazało się to jednak być również pretekstem do ukazania realiów
dziewiętnastowiecznego Londynu w sposób naprawdę imponujący. „Londyńskich
sikających bab” jest tutaj całe mnóstwo.
To
nie znaczy, że elementy kryminalne zostały potraktowane po macoszemu. Mimo
przeplatania scen mordu socjologicznymi i metafizycznymi dygresjami, zwolennicy
makabry (do których się zaliczam) również poczują się usatysfakcjonowani. W tym miejscu
warto podkreślić, że jeśli kogoś obrzydza obrazek poćwiartowanej kobiety, to From
Hell nie jest dla niego – po pierwsze dlatego, że siłą rzeczy takich scen
na przestrzeni opowieści jest kilka, ale po drugie także dlatego, że codzienne życie
Londynu XIX wieku portretowane w konwencji naturalistycznej bywa naprawdę
obrzydliwe. Komiks ten nie nadaje się również dla tych, których denerwuje
często przez Moore’a stosowany zabieg szatkowania narracji, co owocuje tym, że jego scenariusze trzeba czytać stosując się do zasady: „czytaj-nie pytaj o co
chodzi-zapamietaj-za trzysta stron się wyjaśni”. Rozwijana na przestrzeni
czterystu stron fabuła jest bowiem zawiła i wielowątkowa, zawiera retrospekcje
i wybiegi w przyszłość i czasami trudno za nią nadążyć.
Podobnie
jak w Watchmen, poszczególne rozdziały rozpoczynają sie od garści cytatów, tutaj pomysł ten rozwinięto nawet bardziej, co nadaje całości poważnego charakteru.
Do komiksu dołączony jest również obszerny (ponad sto stron) dodatek, w którym
autorzy opowiadają o tym, jak na podstawie map, książek i zdjęć odtwarzali
miasto, w którym działał Kuba Rozpruwacz. Zaiste jest to imponująca
dokumentacja imponującego procesu twórczego, którego efektem jest imponujący
komiks.
Przyczepić
się mogę do dwóch rzeczy. Po pierwsze, kreska Eddiego Campbella jest bardzo
klimatyczna, ale w nabazgrolonych rysunkach czasem ciężko się dopatrzeć
istotnych szczegółów, a jego litery czasem ciężko jest rozczytać. Po drugie,
finał zamiast wyraziście podsumowywać fabułę wkracza w metafizyczne rejony i tam
rozdrabnia się tak, że właściwie przeradza się w bełkot.
Mimo
to From Hell należy określić mianem komiksu wybitnego. Zdecydowanie
warto wydać te 140 zł (sam mam nadzieję niedługo to uczynić). I
chyba niniejszym postanawiam jednak nie opisywać komiksów, którym musiałbym przyznać
ocenę 10. Już teraz, przy „dziewiątce” tak się namęczyłem, że wolę nie myśleć, co by
było, gdybym musiał opisywać Watchmen czy coś z Sin City.
Momentami nieczytelna, ale nastrojowa kreska Eddiego Campbella...
Mary Jane Kelly tak, jak pozostawił ją Kuba Rozpruwacz...
Alan Moore, człowiek, który prawdopodobnie przeraziłby więcej osób niż Kuba Rozpruwacz, choćby ten paradował z zakrwawionym nożem na widoku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz