czwartek, 16 maja 2013

1963, czyli istoty z innych wymiarów, zmutowane gady, zabójcy JFK, komuniści i jeszcze kilku komunistów


Tytuł: 1963
Autor: Alan Moore (scen.), Steve Bissette (rys.), inni
Wydawca: Image Comics, w Polsce niewydane
Liczba stron, okładka: okładka kilobajtowa, 6 numerów x ok. 27 stron = ok. 162 ston
Cena: nie dotyczy
Mój soundtrack: Black Sabbath „Paranoid”
Moja ocena: 8.5/10

Bycie urodzonym w 1990 roku ma tyle zalet, że mógłbym je wypisywać do końca tej recenzji i nie wyczerpać listy, dlatego ograniczę się właściwie do jednej. Oprócz oglądania teledysków Queens of the Stone Age na MTV2, rocznik ’90 chyba jako ostatni miał okazję liznąć cokolwiek z oryginalnego etosu superbohaterów z tzw. srebrnej epoki komiksu, czyli z lat 1956-1970. Wiem, że to całkiem sporo przed moimi narodzinami i że cywilizowany świat komiksowy był już w nieco innym miejscu, ale po pierwsze: Polska była wtedy do tyłu (Cartoon Network ku mojej uciesze katował odcinki Scooby Doo, Where Are You? z przełomu lat ’60 i ’70), a po drugie: sporo emitowanych wówczas kreskówek było wtedy jeszcze wierne tej tradycji (Spider-Man: The Animated Series z 1994 czy Batman: The Animated Series z 1992). Jak ktoś przegrzebie imdb pod kątem filmów z udziałem komiksowych superbohaterów z tych czasów, to powinien znaleźć na przykład Batmanów Burtona. Moje argumenty nadal wydają się nieprzekonywające? W takim razie, skoro wszystko sobie ubzdurałem i o komiksach ze srebrnej epoki wiem tyle, co Chińczycy o indywidualizmie, to czemu 1963 tak mnie śmieszy?
            1963 to tytuł serii, w ramach której ukazało się sześć zeszytów parodiujących komiksy Marvela z tamtych lat. Każdy z numerów przedstawia przygody innych bohaterów, niezmiennie jednak inspirowanych postaciami, które rzeczywiście rządziły wyobraźnią nastolatków. Kolejno parodiowani są: Fantastic Four, Spider-Man, Captain America, Iron Man, Incredible Hulk, Dr Strange i Thor (trzymam się angielskich nazw dla spójności niniejszej wyliczanki, gdyż imion postaci z 1963 nie przetłumaczono na polski). Zatem na drodze odpowiednio (i nie igrając z polską infleksją): Mystery Incorporated, The Fury, U.S.A., Hypernaut, Unbelievable N-Man, Johnny Beyond i Horus, Lord of Light stają istoty z innych wymiarów, zmutowane gady, zabójcy JFK oraz komuniści, komuniści i jeszcze kilku komunistów. Każdy zeszyt zawiera też kilka luźnych grafik z bohaterami, a niektóre kończą się fikcyjnymi reklamami (szkoda, że tylko niektóre – reklamy nowej metody nauki angielskiego i plakatów z Leninem i Stalinem naturalnych rozmiarów są genialne).
            W typowy dla Moore’a sposób historie opowiadane w kolejnych zeszytach są początkowo niepowiązane ze sobą. Kiedy w szóstym zeszycie bohaterowie łączą siły w ramach Tomorrow Syndicate (w oczywisty sposób przedrzeźniającego Avengers), historia nagle urywa się. Niestety, seria nie została ukończona ze względu na personal issues, które wystąpiły pomiędzy twórcami. Żadna to zresztą wiedza tajemna, artykuł na angielskiej Wikipedii przedstawia to zagadnienie dość obszernie.
            Nie pozostaje nic innego jak delektować się tymi sześcioma opowiastkami i wtrącanymi przy każdej możliwej okazji złośliwościami kierowanymi w stronę Marvela i Stana Lee (cudowne aliteracje czy odnośniki do poprzednich numerów). Może to i lepiej, że czytelnik zostaje z niedosytem. Nie, chyba jednak nie, chcę jeszcze...

The Unbelievable N-Man kontra Towarzysz Kokarovich w wyścigu o sekret epicentrum strefy promieniowania...


Oraz reklama przedstawiająca jednego z przywódców ojczyzny Kokarovicha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz